mu w słowo i już nie popuścił! Francuz bladł, wiądł, aż w końcu zwiądł zupełnie. Dziewczęta i ich goście obserwowali przez uchylone drzwi tę scenę, zupełnie jak nurkowie obserwują walkę potworów na dnie morskiem. W pewnym momencie, Maryna weszła do pokoju i podała na talerzyku Rydlowi ciągutkę. Rydel wziął nie patrząc, połknął ciągutkę i gadał dalej.
Rydel, chłopiec najpoczciwszy i najuczynniejszy w świecie, przytem namiętnie lubiący wykładać, zaproponował pani Elizie, że będzie jej dziewczętom dawał lekcje historji sztuki.
Otóż niewdzięczna Maryna rychło zaczęła się buntować przeciw tym lekcjom, utrzymując zuchwale, że to jest tylko pretekst do wygadania się prelegenta i że ona nie ma żadnej ochoty być ofiarą. Gdy matka ani słyszeć nie chciała o przerwaniu lekcyj, chytra dziewczynka wywołała pod pierwszym lepszym pozorem jakiś zatarg z ofiarnym nauczycielem. Stąd
wynikła ta korespondencja:
Kraków, d. 10.I.1900.
Kochana Marynko!
List ten adresuję wprawdzie na ręce Mamy, bo nie chcę poza jej plecami zwracać się do Maryni, ale zapewniam, że piszę go bez porozumienia się z mamą, z własnej ochoty i z bardzo szczerej życzliwości dla Maryni.
Prawdopodobnie Marynka odczuwa dość żywo wewnętrzne niezadowolenie z tego co zaszło. Chęć postawienia na swojem nie za-