fon, telegram, zwłaszcza zaś przyspieszone tempo życia zabiły list. Tak samo przepadł i pamiętnik, gdyż hasło „produktywności” posuniętej do maximum nie pozwala grzebać talentu a nawet pół-talentu literackiego w tak nieprodukcyjnym zajęciu. Zwłaszcza zaś i list i pamiętnik zabiła gazeta. Dlatego o ile np. z początku zeszłego wieku pozostało względnie dużo, o tyle z naszej epoki nie utrwali się tą drogą rysów osobistych prawie nic.
A nie nauczyliśmy się utrwalać ich w inny sposób. Czyż zamiast wielu jałowych gadań „teatrologicznych”, któremi psuje się tyle papieru, nie powinien ktoś był zebrać żywych rysów i dokumentów składających się na ciekawą i tak ważką dla dziejów naszego teatru fizjognomję Tadeusza Pawlikowskiego? Co będzie o nim, o nim samym wiadomo za lat 20? Nic. Dziś jeszcze wspomina go ten i ów z tych co go znali, ale coraz rzadziej; za kilka, kilkanaście lat zostanie mglista legenda, potem nazwisko, koło którego skrystalizuje się nieco mniej lub więcej fałszywych ogólników[1]. W ten sposób raz po raz patrzymy na
- ↑ Weźmy choćby taką kwestję. Pawlikowski znany jest w dziejach teatru polskiego jako człowiek, który stracił duży majątek na teatr (co mu zresztą jedynie przyczyniło glorji). Otóż jeden z bliskich uczestników tej epoki udowadniał mi matematycznie, że Pawlikowski nie stracił grosza na teatrze, który mimo wszystko się opłacał; jedynie wydał swój majątek przy okazji prowadzenia teatru na ów szeroki tryb życia, który starsi i niestarsi nawet aktorzy do-