Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie gęś kopnie! Mnie się ono wydaje djabelnie skomplikowane. I ani rusz nie umiem pojąć, na czem polega jego „pogoda”, jego wyższość nad dzisiejszem, okrzyczanem życiem. Niema się na co oburzać; takie były obyczaje; ale rozczulać się, ale wzdychać do tego?
Powie mi ktoś, że wszystko to, to jest konwencja teatralna, że te rysy obyczajowe są poprostu tradycyjne i przejęte ze starej komedji, że stanowią one wątek wszystkich utworów Moliera, etc. Zgoda. Ale też ta forma życia rodzinnego, jaką widzimy u Moliera, istniała nietylko na scenie, ale w życiu. Pod tym względem komedja była wiernem jego odbiciem. Toż samo za Fredry. Ten stosunek dzieci do rodziców, te pojęcia i obyczaje, były czemś zupełnie potocznem; wytarczy wziąć do ręki pierwsze z brzegu współczesne pamiętniki. To są rysy wspólne i zupełnie naturalne w epokach, gdy wszystko wspierało się na posiadaniu.
Chodzi o co innego. Francja kocha i wielbi Moliera. Ale nikt nie czerpie w nim natchnienia do zachwytów nad starym obyczajem. Nikt nie rozczula się nad „złotem francuskiem sercem” Grzegorza Dandin albo Pursonjaka. Nikt nie widzi w tych komedjach obrazów „zacnego, prostego, dawnego życia”
Znów wiem, co mi ktoś odpowie. Jest różnica między gryzącą satyrą Moliera a niebolesnym humorem Fredry. Molier wypił w życiu wszystkie gorycze, oglądał świat z dołu, podczas gdy Fredro, malując tę sferę, z której był sam, patrzy na jej obyczaje z ukry-