Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

w dyrekcji teatrów Junosza, Leszczyński, Węgrzyn i każdy z nich mówi: „Kochany dyrektorze, żenię się i opuszczam scenę: narzeczona moja nie życzy sobie...” Cóż wtedy? Przyszłoby chyba zamknąć budę. Tymczasem, powtarzam, w zakresie personelu kobiecego teatr raz po raz przechodzi te katastrofy i znosi je. Czem to tłómaczyć?
Przedewszystkiem, sądzę, trzeba przyjąć, że stosunek procentowy aktorstwa utajonego w płci żeńskiej a męskiej jest zupełnie różny. Trudno tu operować ścisłemi cyframi, ale możnaby dla przykładu powiedzieć, że jeżeli fakultatywnym, aktorem (lepszym lub gorszym) jest np. co tysiączny mężczyzna, fakultatywną aktorką jest co trzecia kobieta. Wszak teatr nasuwa się jako pierwsza myśl każdej młodej kobiecie, zawiedzionej w swej egzystencji. Śmielsza myśli o nim pozytywnie, bardziej nieśmiała i nieporadna marzy choć o nim. Podczas wojny widziałem sporo kobiet, które weszły na scenę pod wpływem okoliczności czysto życiowych; nie uważałem, aby gorzej się tam czuły, niż te, które zostały aktorkami z „powołania”.
Bo też rola kobiety na scenie jest może łatwiejsza. Odpada w niej prawie cały ów transformizm, stanowiący istotę męskiego aktorstwa. Dziś Łatka, jutro Skarga; dziś Mickiewicz, jutro Judasz, etc. A kobieta? to zawsze ta sama Rózia czy Zuzia, Lulu czy Desdemona, ale zawsze kobieta, w trochę innym odcieniu, kostjumie i w innych okolicznościach. Odcienie wydobywa z niej sam tekst, trzeba mu