dzieci? Bo też ten problem, napozór tylko lingwistyczny, wnika głęboko w przeobrażenia społeczne i obyczajowe które przechodzimy i wobec których język polski staje nieraz zakłopotany.
Dawniej, rzecz była jasna. Córka p. Frycza nazywała się panna Fryczówna, jak córka sędziego panna sędzianka: a w formie tej mieści się niewątpliwie pewne pojęcie bezosobowości, przynależności (coś jak chałupa maćkowa), dożywotniej małoletniości. Osobę, nieistniejącą niejako samą przez się, określało się jej pochodzeniem, jej przynależnością do osoby znanej, wiadomej wszystkim.
Dziś, wobec rosnącej samodzielności i równouprawnienia kobiet, ta małoletniość lingwistyczna, to wytykanie komuś do późnej starości jego panieństwa, bywa nieraz kłopotliwem, czasem wręcz, w niektórych zawodach, grożącem szkodą materjalną. I życie nie da się tu nagiąć do życzeń panów filologów. Żadna siła nie zmusi świeżo upieczonej lekarki, choćby najlepszej Polki i prenumeratorki Poradnika językowego, aby kazała wyryć na swojej tabliczce: Wasserberżanka, albo Angrabajtisówna, gdyż czuje instynktem, że toby jej zaszkodziło wobec klienteli. Żadna też nie podpisze recepty w tej formie. Słusznie czy nie, ale końcówki te budzą w nas mętny obraz raczej panny na wydaniu, zamieszkałej przy rodzicach, którą prowadzi się na spacer i odprowadza wieczór do domu, a nie powagi zdolnej rozstrzygać o życiu i śmierci pacjentów, oglądać ich w bieliźnie i bez, oraz zadawać im drażliwe pytania.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.