Ale nigdzie bardziej nie występuje na jaw pewna paradoksalność, anachronizm tych końcówek, niż w zawodzie artystycznym, gdzie, jak nigdzie w tym stopniu, jednostka istnieje sama przez się, i jest protoplastą nie spadkobiercą rodu. Weźmy, dla przykładu, jedną z najbardziej uroczych polskich artystek, istotę którą chętniebym ubóstwiał gdybym miał do tego sposobność, p. Messal. Otóż, mieniąc ją, prawidłowo, p. Messalówną, określamy osobę znaną całej Polsce jej przynależnością do osoby znanej niewątpliwie o wiele mniej. Końcówką tą wprowadzamy pośrednio na widownię postać w danym wypadku obojętną, podczas gdy, przeciwnie, ów starodawny p. Frycz był osobą jedynie tu istotną, zasadniczą, warunkującą bytowanie cywilne panny Fryczówny. Ale to dopiero początek naszych kłopotów! P. Messal wychodzi za mąż, ale zachowuje nadal swoje tak chlubnie znane nazwisko. Jak ją wówczas mamy nazywać? Panną Messalówną? — utrwalamy niedopuszczalną już fikcję dziewictwa. Panią Messalową? — stwarzamy mglistą fikcję kazirodztwa. Panią Messalówną? — dziwoląg, nonsens. Panią Messal? Ba, Poradnik zabrania tego najsurowiej, pod grozą filologicznej klątwy. Szczęściem, genjusz językowy naszego ludu rozwiązał tryumfalnie ten kłopot, nazywając ją poprostu — Messalką. Ale genjusz ludu nie zawsze raczy się trudzić; pozostaje tedy wiele wypadków nierozwiązanych. A kwestja pp. artystek nie jest tu wcale tak błahą dla języka, gdyż 999 tysiącznych tego co się codzień pisze o kobietach, ope-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.