rując wciąż nazwiskami, przypada na aktorki. Jeżeli więc jest w tem skażenie, w takim razie recenzje teatralne są jego najniebezpieczniejszym rozsadnikiem, i pierwszą rzeczą, którą nauka winnaby ustalić, to kwestja odmiany nazwisk naszych aktorek.
Gdybyż tylko nazwiska! Ale ileż artystek nie posługuje się nazwiskiem, tylko pseudonimem. Filolog i na to znajdzie sposób: zaleca artystkom, aby dla usunięcia trudności, przybierały taki pseudonim, jaki rzekomo jest wygodniej odmieniać:
„Specjalne wypadki przybierania artystycznych pseudonimów mogą również ominąć tej (?) Scylli i Charybdy, jeżeli interesowane (?) osoby wybiorą sobie pseudonim polski, nie obcy — wszak o to prosić można, bo to od ich dobrej woli zależy”. (Por. jęz. 1920, zesz. 16, W sprawie tworzenia nazw córek, w odpowiedzi na moje uwagi).
Pomijam iż pozostaje to utopją, gdyż wyboru pseudonimów nawet tak autorytatywny organ nakazać nie może; ale jest tu inny znamienny rys, świadczący jak mało nauka nasza raczy się zniżać do rzeczywistości. Toż, o panie profesorze, uczony człowieku o gołębiej nieświadomości życia, toż one wszystkie, bez wyjątku, przybierają pseudonimy polskie, prapolskie nawet, i z temi jest największy kłopot: Pomian, Nałęcz, Jastrzębiec, Gryficz, Szeliga, Żegota... Pytam kategorycznie: odmieniać czy nie odmieniać; pisać Nałęcz, Nałęczówna czy Nałęczowa, Żegota czy Żegocianka, Szeliga czy Szeligowa; Gryficz, Gryficzówna czy Gryficzowa? Znów wkraczamy w sferę
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.