Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

puszczam się barbarzyństwa, że depcę ogrom ludzkiego trudu... Nie rzucajcie nigdy prospektów na ziemię, czytajcie je uważnie.
Ale choćby nawet miały wędrować do kosza, już samo wysyłanie ich jest przyjemnością, jest sztuką dla sztuki. Ileż poznaje się rzeczy, o których przedtem człowiek nie miał pojęcia! Czy wiecie naprzykład, co to jest „Księga adresowa Polski” Mossego? Rzecz dziwna, prawie wszyscy ci ludzie, którzy mrówczą pracą przyczynili się do poznania spraw i rzeczy polskich, byli obcego pochodzenia, lub nosili bodaj obce nazwiska. Linde, Kolberg... obok nich staje dziś Rudolf Mosse. Widzieliście tę księgę, ten olbrzymi tom, liczący parę tysięcy stronic? Nigdy nie przychodziło mi na myśl, jak taka, najsuchsza napozór rzecz jak książka adresowa, może być interesująca. Wszystko tam znajdziesz. Chcesz wiedzieć kto jest starostą w Dubnie? Pan Kański, mój prenumerator. Kto aptekarzem w Przedeczu? Pan Tadeusz Gruszczyński, też mój sympatyczny prenumerator. Kto bednarzem w Mokrem, kto cieślą w Mokobodach? Znajdziesz tam wszystko. W miarę jak się wgryzać w te karty, książka staje się żywa, mieni się wszystkiemi barwami polskiego pejzażu, mówi wielkim głosem o zdobyczach, nędzach i potrzebach kraju. Nie ruszając się od biurka, podróżujesz sobie po Polsce. W jednym powiecie człowiek czuje się dumny z wspaniałego rozkwitu przemysłu; gdzieindziej znów osmuca go niski stan higjeny, brak aptek, lekarzy... Całemi