Jeden napis uderzył mnie szczególnie. Koperta, adresowana do Mościsk (woj. Lwowskie), wróciła z dopiskiem listonosza: „Wyjechał z Mościsk na zawsze”. Nie znałem go, nic o nim nie wiem; ale taka jest wymowa tego słowa „na zawsze”, że mimowoli coś mi się ścisnęło w dołku. Nevermore kruka z ballady Poego...
Pozatem dostaje się listy. Od fotografa z Zambrowa, który pragnie zmienić miejsce pobytu, i prosi mnie o informacje co do księgi adresowej, bo chciałby się z niej dowiedzieć o miasteczku gdzieby nie było fotografa. Sądzę, że najprostsze będzie, jeżeli miasteczka, w których niema fotografa, dadzą znać o tem na moje ręce. (Poślę im Dymszę).
Inny list od pewnego inżyniera, który też sam wydaje książki i też sam rozsyła prospekty, dlatego wzruszył się moim feljetonem, wspólnością naszej doli, i rzucił się w moje objęcia. Przysłał mi swoje prospekty i poprosił o moje. Przyrzekł zaabonować moje książki i wyraził nadzieję, że ja zaabonuję jego książki. Zapewne, taka wzajemność, to najzdrowsze rozwiązanie kwestji wydawniczej, ale czy wystarczające?
Widzę, że mimowoli, z wyżyn filozofji, osunąłem się w troski handlowe. Sklepik! Ha, trudno, skoro nie może być inaczej, niech będzie i sklepik, byleby pod okapem tego sklepiku uwił sobie gniazdko mały ptaszeczek fantazji, wyobraźni, wyobraźni, obraźni, raźni, źni. I nie żałujcie ptaszeczka.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.