KAŻDEMU prawie w Polsce dziś wiadomo, że zjawił się Antychryst, noszący miano Tadeusz Żeleński, a pseudonim Boy. Wyklinają go z ambon, wypisują o nim niestworzone rzeczy w różnych mniej lub więcej świątobliwych pismach i pisemkach. Ba, kiedy ów Boy chce wygłosić odczyt, bodaj o poecie z przed pięciu wieków, urządza się całe krucjaty, aby nie dopuścić do tego zgorszenia. Równocześnie Sodalicja Pań w Krakowie odprawia zbiorowe modły »o nawrócenie się Boya«. (Autentyczne!).
Skąd się to wszystko wzięło? Z paru moich wystąpień w prasie. Antyreligijnych, bezbożnych? Ani trochę. W tych sprawach wogóle nie zabieram głosu; raczej skłonny jestem powiedzieć z dobrym Villonem: »…chudziak ja ubogi, — nie mnie rozprawiać tak podniosło, — niech o tym sądzą theologi, — to kaznodziei jest rzemiosło…«. Poszło o sprawy świeckie. Bardzo nad tem boleję; ale cóż począć, że gdziekolwiek wyłoni się paląca kwestia, w której ludzie głowią się i radzą, co czynić aby na świecie było trochę lżej i trochę jaśniej, natychmiast wysuwa się złowroga czarna ręka i rozlega się grzmiący głos: »Nie pozwalamy! Nie wolno wam nic zmienić, nic
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/009
Ta strona została uwierzytelniona.
Od autora