Katolik, który weźmie w kościele protestanckim ślub z protestantką, — a ileż dziś takich ślubów! — może w swoim konsystorzu uzyskać rozwiązanie małżeństwa bez najmniejszych trudności, wręcz bez zawiadomienia drugiej strony — nawet w razie istnienia dzieci! — przyczem sądy państwowe, terroryzowane przez sądy arcybiskupie, raz taki rozwód i jego cywilne następstwa uznają, innym razem nie, jak się zdarzy. Z dnia na dzień kobieta może się dowiedzieć, że została na bruku, z dziećmi, bez męża i bez ochrony prawnej.
I, rzecz osobliwa: raz po raz pojawia się pełne namaszczenia orędzie, dowodzące, że wszystko powinno zostać tak jak jest i że wszelka zmiana w tych gorszących i zohydzających samą religję stosunkach byłaby naruszeniem »podstaw społeczeństwa i rodziny«! A przecież w tej części Polski, która uchodzi za najtrwalszą opokę religji i rodziny, — w b. zaborze pruskim, — istnieje rozdział ustawodawstwa cywilnego od kościelnego. W Królestwie Polskiem śluby wyłącznie kościelne są instytucją narzuconą swego czasu przez Rosję, wbrew tradycjom kodeksu napoleońskiego i wbrew woli społeczeństwa.
Rzecz prosta, że te czynniki, które mają za zadanie zaprowadzić w budującej się nowej Polsce ład i praworządność, nie mogły — mimo całej kurtuazji dla sfer duchownych — podzielić tego stanowiska i uznać, że chaos, szalbierstwo i przywilej bogaczy mają wciąż pozostać jedyną normą prawną regulującą konflikty życia małżeńskiego. Wiadomo było
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.