sem — o dziwo! — nikt nie zażądał głosu w sprawie nowej ustawy małżeńskiej, natomiast nie można było nastarczyć z udzielaniem głosu paniom i panienkom, które wygłupiały się na temat, że każda kobieta ma prawo do »wielkiej miłości« i t. d.
Niewiele tedy może liczyć komisja kodyfikacyjna na pomoc społeczeństwa. A jednak, trzeba sobie powiedzieć: od stworzenia tej ustawy do jej powołania do życia droga jest jeszcze długa i ciężka. Jeżeli społeczeństwo chce tę ustawę mieć, jeżeli chce w praktyce rozwodów, niestety (mówię niestety, bo wcale nie jestem entuzjastą rozwodów, jak mi to wmawiano!) niestety nieuchronnych, — wyjść z dotychczasowego bagna szalbierstw, łupiestwa i niesprawiedliwości, będzie musiało o to walczyć.
Rozmawiałem o tej ustawie z jednym z naszych dygnitarzy. Pytałem go, czy sądzi, że nowa ustawa przejdzie. Wzruszył ramionami. — Czy ja wiem? odparł. Co tu gadać. To jest przedewszystkiem kwestja pieniężna. Kler na tem dużo traci. Jura stolae trzebaby odszkodować. To są duże sumy. Skąd na to wziąć pieniędzy? Nervus rerum, w tem rzecz, wszystko inne idzie dopiero potem...
Zwracam uwagę, że to nie ja mówię, ale ów dygnitarz.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.