Ta strona została uwierzytelniona.
gicznem rozumowaniem, ale sprzeczne z głęboko zakorzenionemi nałogami myślowemi, a wskutek tego niepopularne, niechętnie słuchane, skwapliwie usuwane poza obręb świadomości, albo też zbywane, nawet przez ludzi nieraz pozatem rozsądnych, zapomocą tanich sofizmatów albo zdumiewających swą niefrasobliwością koziołków myślowych«.
Wszystko się zmieniło; to co było niegdyś siłą — stało się słabością; co było bogactwem — stało się nędzą; co było błogosławieństwem — stało się przekleństwem; ale, mimo zupełnej zmiany okoliczności, zabobon płodności trwa.
»Dowodzi to — mówi p. Jasieński — iście zdumiewającej bezwładności ludzkiego umysłu, który do pojęć raz wytworzonych w jakichś długo działających warunkach odnosi się już nadal jako do czegoś raz na zawsze ustalonego i słusznego, choćby te pojęcia w warunkach zmienionych stały się już dawno całkowicie zbędne i w skutkach swoich najoczywiściej szkodliwe«.
Religja — największy wróg regulacji urodzeń — częściowo ustąpiła z tego stanowiska. Niedawny zjazd anglikańskich biskupów w Londynie[1] oświad-
- ↑ Biskup Liverpoola, dr. David, ogłosił świeżo książkę pt. Małżeństwo a regulacja urodzeń, przeznaczoną — wedle jego słów — na to, »aby myślącym ludziom dopomóc, jak chrześcijańską naukę we właściwym sensie stosować i jak ją dostosować do współczesnych zagadnień życia oraz osobistych problemów«.
»Obie wersje angielskiego modlitewnika stwierdzają — powiada biskup — że małżeńskie obcowanie płci ma, obok rozmnażania się, jeszcze inne cele. Rodzice mają nietylko prawo ale i obowiązek regulować przyrost dzieci i liczbę ich utrzymywać w mo-