zajęły przeważnie pisma »informacyjne«, które najchętniej unikają drażliwych przedmiotów. W tych dziennikach również prywatne opinje piszących nie mają żadnego wpływu na opinję pisma...
Przed wojną było w Polsce conajmniej kilkanaście dużych dzienników o zabarwieniu antyklerykalnem; dziś niema ani jednego, mimo że napór kleru jest nieskończenie większy, nastrój zaś inteligencji miejskiej zdecydowanie antyklerykalny. Pod tym względem dzienniki nasze nie są w żadnej mierze odbiciem rzeczywistości. I jestem przekonany, że pismo, które byłoby wyrazem prawdziwej opinji czytelników w tych sprawach, miałoby zapewnione powodzenie. Trudno zrozumieć, czego się oni wszyscy boją? Straszaka, którego sami fabrykują.
Z tego wszystkiego powstaje paradoksalny obraz. Odkąd ogłoszono projekt ustawy małżeńskiej, biskupi grzmią klątwami, radjo co niedziela łka omal że nie pieśnią Boże, coś Polskę przeciw naszej komisji kodyfikacyjnej, dzienniki przepełnione są mniej lub więcej zelżywemi protestami, i to wszystko bez żadnej przeciwwagi. Któżby się z tego domyślił, że projekt ten, jednomyślnie uchwalony przez naszych luminarzy prawa, przyjęło całe oświecone społeczeństwo z żywem uznaniem! I jakże ma być prawdziwy obraz, skoro nasza prasa (wiedząc doskonale co one są warte!) drukuje wszystkie sztucznie fabrykowane protesty i rezolucje, chowa zaś do teki lub rzuca do kosza setki autentycznych głosów, piętnujących z oburzeniem demagogję kleru.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.