Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

I tu zaczyna się dramat. Bo to wszystko niebardzo jest w smak władzom szkolnym, a właściwie bardzo nie w smak księdzu prefektowi, który w zdobyczach geologji i wogóle nauk przyrodniczych widzi zamach na kosmologję Starego Testamentu. Denuncjacja, która kwitnie w tej szkole, odkryła u jednego z uczniów książkę O pochodzeniu człowieka Boelschego; ba, nawet samego Darwina! Ten uczeń, to perła szkoły, chłopiec o wybitnych zdolnościach i fanatycznem umiłowaniu nauk przyrodniczych, natura bujna i szlachetna. Niestety, ciążą na nim i inne zarzuty: widziano go w parku z uczennicą szóstej klasy, kuzynką młodego profesora fizyki. Innego dnia, widziano go wieczorem, jak wychodził z domu profesora, gdzie mieszka ta właśnie kuzynka. Aż nadto, aby podejrzewać grube niemoralności...
Coś w tem jest! W istocie, między młodymi zakwitła piękna i pierwsza miłość. Profesor, który nie uważa aby zadaniem pedagogji była ślepota na wszystko co jest życiem, rolą zaś wychowawcy aby było odstręczać zaufanie młodzieży tępą surowością i czczemi morałami, widział tę miłość i wolał nią powodować, wolał ja pchnąć na najszlachetniejsze tory, niż ściągnąć ją represjami do rzędu pokątnych miłostek. Oddziałał najdodatniej na swą młodą kuzynkę, zrozumiawszy niebezpieczny wiek jaki przechodzi; zagrał na duszy młodego chłopca, odwołując się do tego co w nim najlepsze. Aby przeciąć tajemne schadzki, pozwolił młodym widywać się u niego w domu, pod okiem żony. I wogóle uważa,