w kraju okupowanym
PEWNEGO dnia przyszła mi nieodparta chęć, aby cała Polska święciła pięćsetlecie urodzin Villona, o którego istnieniu — w znakomitej większości — nigdy nie słyszała. »Zachcenie mężczyzny w ciąży« — powiedzą ci, którzy mnie pomawiają o wszystkie perwersje. Postanowiłem puścić się z odczytem. Lubię, od czasu do czasu, popatrzeć sobie w oczy z moją publicznością, od czasu zaś mego ostatniego objazdu pasterskiego upłynęło sześć czy siedem lat.
Dotąd zwilonizowałem 24 miast. Warszawa (z recydywą); Łódź, Kielce, Katowice, Sosnowiec... (W Bielsku odmówiono mi sali). Dalej Tarnów (gdzie omal nie powtórzyłem przygody gogolowskiego rewizora, wzięty przez miejscowe władze za komisję ministerjalną, jak to opisałem na innem miejscu); Krynica, Kraków — mój kochany Kraków, dla którego nie mam dość słów podzięki za serdeczne przyjęcie »marnotrawnego syna«; Zakopane, gdzie wpadłem w przyjazne objęcia »czterdziestu lekarzy«, autorów znanego adresu[1], wrogów etyki
- ↑ Patrz Dokumenty.