pewnego wiedeńskiego radcy ministerjalnego, Polaka. Postępował stale, z całą urzędową systematycznością, tak: przy stosunku z kobietą używał prezerwatywy, którą następnie poddawał, w jej oczach, »próbie wodnej«; chował ją do koperty, pieczętował kopertę, opatrywał datą, kazał partnerce własnoręcznie kopertę podpisać i chował ją do archiwum jako kontrdowód negatywny.
Przepraszam za tę dygresję, ale wydawała mi się interesującym dokumentem do dziejów naszej emigracji.
Ze wzruszeniem zaglądam do rozdziału XXXII Nierząd:
Tutaj dwie uwagi. Jedna językoznawcza. »Czyn nierządny«... Czemu pp. prawodawcy mówią do nas w ten sposób? Jeżeli tym stylem przemawiał św. Paweł, to już taki był jego charakter; ale dlaczego pp. Mogilnicki, Makowski i Rappaport mają do nas mówić w ten sposób? Coby powiedzieli, gdybym ja, jako recenzent, tym stylem pisał sprawozdania z utworów teatralnych, które wszak bywają jednem pasmem »czynów nierządnych«? Dlaczego tem hańbiącem mianem piętnować zgóry to co może być poezją, czarem, szczęściem? Skąd ten język anachoretów? Karzcie nas gdy zawinimy, ale mówcie do nas po ludzku.