dzie się wobec przestępcy, jakże często musi w duchu uznać, że nie spełniło wobec tego człowieka swoich obowiązków, nie troszczyło się o niego od dziecka, nie dało mu oświaty, nie dało mu pracy, nie umiało go wychować. A kiedy przestępca dostanie się do więzieniu, cóż się czyni, aby, opuściwszy je, nie musiał do niego wracać? Miałem niedawno sposobność czytać w rękopisie pamiętnik więźnia, który rozpoczął swoje życie więzienne młodym chłopcem, i przez kilkanaście lat, z małemi przerwami, wciąż w wiezieniu przebywał, mimo że za każdym razem miał szczere postanowienie odmiany. Ale co taki ma począć? Wychodzi z za kraty bez środków do życia; pracy i pomocy na poczekaniu nie znajdzie; jedyni ludzie, których zna i od których może spodziewać się czegoś, to jego kompani-złodzieje; wraca więc do ich towarzystwa i po krótkim czasie dostaje się z powrotem do więzienia. Jest dla społeczeństwa rzeczą jeżeli już nie ludzkości to prostego wyrachowania, aby każdy, kto tego pragnie, miał możność powrotu na uczciwą drogę. Praca wychowawcza nad nieletnimi przestępcami, opieka nad zwolnionymi więźniami po odsiedzeniu kary, powinny być »rozbudowane« jak najszerzej.
Narazie, zapewne, to są marzenia. Ale do takich marzeń dziwnie nastraja monotonna melodja kodeksu karnego z jego powtarzającym się refrenem: 3 lata więzienia, 5 lat więzienia, 10 lat więzienia...
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.