W TRAKCIE wznowionej obecnie polemiki o »świadome macierzyństwo« obiega prasę pewnego typu ustęp wyjęty z mojego Piekła kobiet i odpowiednio spreparowany:
Zarówno z tego zdania jak i z całego ustępu który je zawiera, wynika jasno, że, o ile kulturalniejszym kobietom wystarczy wskazać środki zapobiegawcze, o tyle innym, nienawykłym do elementarnej higjeny kobiecej, trzeba wszczepić jej pojęcie, gdyż inaczej wszelkie pouczenia będą złudne i bezsilne, jak to wskazuje codzienna praktyka. (Zatem: »...Trzeba wychowywać kobiety, o ile są zupełnie nieświadome«... i t. d.). Któżby uwierzył, że te moje słowa będą przekręcone i interpretowane w tym sensie, że ja jakoby żądam, aby całą klasę kobiet utrzymywać w nieświadomości i ciemnocie, i na nią przerzucić ciężar płodności?! »Czy Boy nie rozumie, — wykrzykuje mój komentator, — że tem jednem zdaniem przekreśla cały sens całego swego wystąpienia, że stwarza jakąś klasę »niewolnic płodności«...