Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

dowodziła swego rodu, obiecując, iż kto między przodkami swemi pokaże hetmana, wojewodę, albo kasztelana, zostanie hrabią; a kto starostę, zostanie baronem. Trzeba było tylko za patent hrabiego zapłacić 16 tysięcy reńskich srebrnych, a połowę tego za tytuł barona. Ochota była tak gorąca do tych tytułów, że ani patrzano, że opłata procentu często trzecią część fortuny połykała. Toteż łaskawość rządu starała się dogodzić tej fantazji i kto pokazał dowody rodu i zapłacił, dostał zaraz patent, a kto zapłacił a nie pokazał dowodów na pochodzenie żądane, to dostał go trochę później tylko; i tym sposobem napełniła się Galicja tytułami”.
A na pierwszej karcie owego wiedeńskiego wydania widnieje: Komedje Aleksandra hrabiego Fredra.
A oto czemu o tem mówię. Wskazywałem już kilkakrotnie, w jakim kierunku poszło w ostatnim czasie interpretowanie Fredry. Dawne obniżanie jego wartości obywatelskich i narodowych zmieniło się w nadmierną gorliwość w odwrotnym kierunku. Komedja Mąż i żona, uważana wprzód za gorszącą i lekkomyślną, zmieniła się w wykładzie nowych egzegetów w surowe dzieło moralisty; błaha Ciotunia stała się arcydziełem zwichniętem przez cenzurę; okazało się, że Leon Birbancki w Dożywociu w towarzystwie doktora Hugo zalewa robaka... po klęsce 1831 r. Najdalej posunięto się w zdeformowaniu Pana Jowialskiego, uśmiech jego przyrządzając aż do zbytku „na krwawo”. Rozważałem swego czasu dość obszernie tę koncepcję (patrz Część Druga) podkreślając jej dowolności i jej przesady. Kto wie, czy punktem wyjścia owego przewartościowania Pana Jowialskiego, które później starano się rozciągnąć na całego Fredrę, nie stała się poprostu anegdota o zachowaniu się poety na któremś