skach narodowych, godzi się podnieść wszystko, co może się przyczynić do wydobycia prawdziwej fizjognomji poety spod farb i szminek jakie się na nią nakłada. Pomówmy zatem kilka słów o hrabi Fredrze.
W roku 1822 otrzymał ojciec poety tytuł hrabiowski dla siebie i dla swoich potomków, udowodniwszy pochodzenie od Andrzeja Fredry... (Schnür-Pepłowski: Z papierów po Fredrze). Ile za ten honor beknął, o tem historja milczy; uznał snać zapobiegliwy szlachcic i ojciec rodziny, że warto. Nasz Fredro miał wówczas lat około trzydziestu. Cztery lata wprzódy, w Panu Geldhabie, kiedy Geldhab mówi do Lubomira:
Nie gniewaj się i rozważ szybkiem twem pojęciem,
Żeś ty tylko szlachcicem, a Książę książęciem —
wówczas rotmistrz Lubomir — a czuć, że przez jego usta wypowiada swój morał sam kapitan Fredro, — odpowiada:
Przedkowie nasi, którzy przez tak długie lata
Mieli godnie nabyte znaczenie u świata,
Którzy męstwem i cnotą ojczyźnie służyli,
Na samym szczycie sławy tylko szlachtą byli.
Dla nich z tytułów, w które stroi zagranica,
Najchlubniejszym był zawsze polskiego szlachcica.
„W które stroi zagranica”... Cóż dopiero powiedziałby Lubomir o tytułach, w które stroją zaborcy! I w cztery lata później, Fredro ten tytuł przybiera i nie rozstaje się z nim nigdy, nawet z lutnią w ręku. Ani on, ani jego bliscy. Przejrzyjmy wizerunki: oto portret poety (Trzy po trzy)