Od dość dawna oblega mnie potrzeba uporządkowania sobie własnych pojęć o Fredrze. Długi czas Fredro był dla mnie zjawiskiem prostem, jak coś co się zna i kocha od dziecka. Umiałem go na pamięć, zanim zacząłem myśleć. Do komedyj t. zw. pośmiertnych nie miałem nigdy tego sentymentu, może dlatego, że poznałem je znacznie później. Te pierwsze, od Nowego don Kiszota do Zemsty, wyczytywałem zwłaszcza na wsi, gdzie spędzałem wakacje, a gdzie bibljoteka, bogatsza zapewne w dzieła rolnicze, z beletrystyki, oprócz kolekcji starych Kalendarzy Czecha, zawierała bardzo niewiele: owe pięć tomów Fredry i Ramotki Wilkońskiego były oazą na pustyni. Wydanie Fredry było stare; niektóre sceny czyjś ołówek opatrzył krzyżykami: mam wrażenie, że to były sceny, których pannom — Anielom i Klarom poprzedniej generacji — nie wolno było czytać. Ufano ich lojalności.
Nasiąkałem tedy Fredrą w atmosferze bardzo jeszcze bliskiej jego komedji. Szczątki typów fredrowskich mogłem oglądać w klanie bliższych i dalszych wujów i ciotek. Ileż ich dostarczała bodaj sama obficie rozrodzona a tak wyrazista
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.
CZĘŚĆ PIERWSZA: PRZY BIURKU
I. OBRACHUNKI FREDROWSKIE.