dro strojny jest dziś we wszystkie blaski genjuszu, rycerstwa i rodu. Ale spójrzmy na chwilę oczami współczesnych. Jest we wspomnieniach szwagra Fredry, Ludwika hr. Jabłonowskiego, dość uderzający ustęp o rodzinie Fredrów: „Ojciec Aleksandra, pan Jacek, pochodził z dobrej, ale podupadłej rodziny, dziedziczył tylko lichą wioskę[1] koło Liska, Cisnę, a chcąc się dorobić, długo chodził dzierżawami, nareszcie zaarendował część jarosławskiego hrabstwa, a odziedziczywszy po Urbańskich Beńkową Wiśnię, uzyskał lepsze położenie w świecie”...
Licha wioska, dorobić, chodzić dzierżawami, arendować, lepsze położenie w świecie... Czy nie czuć tu czgoś z owego protekcjonalnego tonu, jakim w komedji Przyjaciele mówi się o Zdzisławie? Ten karmazynowy szwagier traktuje Fredrów mocno „z partesu”. Powie ktoś, że Jabłonowski nie bardzo lubił szwagra, że to mogą być zresztą zwykłe fumy rodzinno-szlacheckie. Ale czytajmy pamiętniki Zygmunta Kaczkowskiego, który wyraża tu niejako ogólny nastrój pewnej sfery. Pisząc, że, między latami 1815 a 1825, liczni młodzi Fredrowie wodzili rej we Lwowie, dodaje Kaczkowski:
„Poważniejsi ojcowie familji, mianowicie ze starożytnych bez przerwy w pierwszym rzędzie stojących rodów, mo-
- ↑ Jeden z moich zacietrzewionych, jak zwykle, krytyków, kwestjonował tę relację, mieniąc ją moim (?!) „grubym bykiem” i stwierdzając, że „każde dziecko w powiecie leskim powie, że Cisna to ogromny dziesięciotysięczno-morgowy majątek”. Krytyka ta jest dość pocieszna: cóż my wiemy, w jakiej mierze któryś właściciel Cisny mógł powiększyć jej obszar; jaka mogła być wówczas, przed powstaniem kolei żelaznych, wartość leśnego majątku w górach, etc. Mimo wszystko, uważam w tem szwagra poety za pewniejsze źródło.