się kreda, miljon rubli jednak uratowano. Była to kropla w morzu rzucona; tu we Lwowie dom książęcy prowadził. Car stworzył dla niego urząd marszałka dworu Król. Pol., i kilka razy długi płacił, ale wszystko było napróźno. Po 1831, uratowany z rąk ludu, chcącego na nim sprawiedliwość wykonać, przez Mochnackiego, osiadł w Paryżu...
Jabłonowski uchodzi naogół za język ostry i nieżyczliwy. Czemże się tak zaznaczył Maksymiljan Fredro, że aż trzeba go było ratować z rąk warszawskiego ludu? Może pewne światło na te nastroje rzuci nam znowuż zapisek, na który przypadkowo natknąłem się w pamiętnikach Leona Dembowskiego:
Fredro, niedawno mianowany kuratorem a były generał-adjutant cesarski, należał do tego komitetu (mowa o komitecie „do indagacji” obywateli podejrzanych i aresztowanych z początkiem listopada r. 1830; przyp. mój). Nie posiadał on zamiłowania kraju Kiedy jeszcze był adjutantem cesarskim i z nim (z cesarzem) do Warszawy przybył, będąc w teatrze i spostrzegłszy herb Królestwa nad lożą cesarską zawieszony, głośno się odezwał: — „Co znaczy ten gołąbek na piersiach orła czarnego?”. Te słowa nieroztropne oburzyły przeciwko niemu wszystkich...
Ani mi w głowie obciążać konto naszego Fredry błędami jego brata, który choć podobno „nie posiadał zamiłowania kraju”, był mu zawsze najlepszym przyjacielem i powiernikiem. On widział Maksymiljana inaczej[1]. Bądźcobądź, można przypuszczać, że najbliższy druh Maksymiljana Fredry nie
- ↑ „O bracia moi! Maksymiljanie, opiekunie pierwszych w świat kroków moich — towarzyszu broni — kolego na tem krótkiem i wązkiem polu autorstwa, któreśmy bez zawiści przebiegli razem...” (Trzy po trzy).