Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

dro, który do końca życia czuł się urodzonym żołnierzem. Mając około pięćdziesiątki, pisze:

Gdy usłyszę muzykę wojskową, zwłaszcza hymny narodowe, nawet wrogie (z wyjątkiem jednej Marsyljanki, która mnie szalenie do gwizdania usposabia), tak samo dreszcz mi po kościach przechodzi, tchy się w piersiach zapierają, tak samo leciałbym, rąbał, kłuł i siekał w prawo i w lewo... Gdyby tylko było gdzie i kogo...

Zważmy, że hymny wrogie oznaczają tu hymny zaborców, a ocenimy smak owej Marsyljanki, która do gwizdania usposabia bohatera kampanji węgierskiej. Coby na to powiedział poczciwy Rzecki z Lalki! I, taksamo jak nasz Fredro bił się do końca za Napoleona, mimo że w niego nie wierzył, a nie bił się w roku 1831 bo nie wierzył, taksamo syn byłby się bił wszędzie, „gdyby było gdzie i kogo”, z wyjątkiem roku 1863, bo ten sam ojciec, który mu pozwolił zamłodu iść na Węgry, nie pozwolił wówczas. „Nie lubił (powiadają komentatorzy) konspiracji”. Powiedzmy poprostu, że wszelka rewolucja polska, zawsze pachnąca jakimś przewrotem stanowym czy klasowym, była mu instynktownie raczej niesympatyczna.
Fredro tedy pozostał w r. 1831 w domu. Wziął udział w pracach komitetu obywatelskiego. Napisał wiersz Jeszcze Polska nie zginęła — wiersz „kreślący pierwsze upojenie wolnością”, ale napisał go — jak stwierdza autor Życiorysu literackiego — już po upadku powstania, w roku 1832. Napisał Dziennik wygnańca w dość patetycznym stylu, ale napisał go w Wiedniu, dokąd ten dobry ojciec i mąż wywiózł rodzinę z obawy przed cholerą.