np. hańbienie bez miary gościnnej Jowiałówki przy równoczesnem gloryfikowaniu środowiska Ślubów? Potępiać starego Jowialskiego za „życie nikczemne”, „wegetujące, przeżuwające i dobrze trawiące”, gdzie nikt się „nie interesuje tem, jak też się wytwarza w jego majątku ten boży chleb, który on w tak błogiem i uśmiechniętem niedołęstwie od zarania życia spożywa” (prof. Kucharski), a równocześnie windować na piedestał uczestników Ślubów? Pomijam to, że pan Jowialski mógł być, mimo swej przysłowiomanji, wybornym gospodarzem (nie znamy go z tej strony), ale któż się ową produkcją chleba interesuje tak dalece w Ślubach? Może Radost? Czyż Radost nie jest z tej samej familji? Ale prawda: toż doszło do tego, że Grzymała-Siedlecki, w swojem z talentem napisanem ale niepotrzebnie załganem studjum o Ślubach panieńskich powiada, że Radost, to jest „szlachecki Rzecki z Lalki, jak Rzecki jest mieszczańskim Radostem”!! Na czem Grzymała opiera to zestawienie Radosta, o którym w najlepszym razie nic nie wiemy, — z heroicznem, naiwnem, bliskiem świętości niemal życiem Rzeckiego, nie umiem wyjaśnić; ale to daje miarę, do czego nasi majsterkowie doszli w bronzowaniu Ślubów panieńskich, które się najmniej pod bronz nadają.
Akcja ta osiąga najwyższe natężenie w osobie Gucia. Jeden z przysięgłych komentatorów Fredry widzi w nim „wolę, rozum, wyobraźnię i zrozumienie zadań życia (sumienie)”. Sądzę, że dla młodego panicza rozkochać pannę, która mu jest — po sprawdzeniu hipoteki — przez rodzinę przeznaczona, to nie jest taki znów akt woli ani sumienia. Dla ilustracji, porównajmy Gucia bodaj z Dorantem z Igraszek trafu i miłości Marivaux. Nie wiem, czy wszyscy pamiętają tę śliczną i dość zuchwałą przy całej swej niewinności komedję. Młody
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.