Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

rodnymi parobczakami w łóżkach. Może trochę lekkomyślnie swataliśmy go pannie Anieli...?).
Najzabawniejszy jest Grzymała wówczas, kiedy chce równocześnie licytować i tężyznę i cnotę. Więc Gucio, to zarazem hultaj, który „nie przepuści żadnej podwice” i zarazem będzie najlepszym mężem; to i wzór prawości i co powie to zełże. Jest nygus i pędziwiatr, będzie zeń „tęgi oracjonista, przy okazjach odpustów i imienin i wesel za kołnierz nie wyleje”, ale z drugiej strony „temperament jakby stworzony do niebezpieczeństw, na wszystko się waży”... „Tacy jak on, czasu pokoju, zajeżdżali zbrojno sąsiadów, czasu wojny nie grzali się doma za piecem... Siedzi w jego charakterze jakiś swoisty hart i twardy kęs woli, gdy czego zachce”...
„Gdy czego zachce”! Ależ to inni za niego zachcieli. Myślałby kto, że ten Gucio zabił conajmniej jakiego smoka. On poprostu wykonał wiernie to co było ułożone między parą safandułów, Radostem a panią Dobrójską: ożenił się z panną, którą mu wybrali. W rezultacie, był raczej marjonetką w ręku starszych. Dał się przywieźć na wieś, dał się podrażnić dziecinnemi ślubami, obojętnością Anieli i przekąsami Klary, umiał — co znów nie było zbyt trudno — trafić do serca młodej dziewczynie, bardzo dojrzałej do małżeństwa, no i zrobił z miną zwycięzcy to na co wszyscy czekali. Myślę, że tego wieczoru Radost z panią Dobrójską — i w tem dowcip Fredry — uśmieją się serdecznie kosztem zwycięskiego Gucia. A on — żonkoś mimowoli — będzie później może, jak Wacław w Mężu i żonie, wzdychał: „Ach, nim się człowiek, niestety, ożeni, — o jakże mało swoją wolność ceni, — aż za-