Fredry; doświadczenie nie do pogardzenia. Nawet fredrologom zdałoby się czasem zachodzić do teatru na Fredrę: nie szukaliby może nieraz tak daleko tego, co jest blisko. I tak naprzykład, odczytując sobie Dożywocie i zaglądając pilnie do komentarza (zawsze lubię się czegoś nauczyć), znalazłem następujące objaśnienie tego, że Łatka, w scenie 4 aktu II, „wstrząsa się i spluwa”: — „Spluwa (objaśnia z powagą uczony komentator) — bo mu się nie powiodło w interesie, odżegnywa się przez to od nieszczęścia: zabieg zabobonny, przejęty prawdopodobnie od Żydów, z którymi pozostawał w interesach”.
Otóż każdy, kto bodaj raz widział Solskiego jako Łatkę, ma tę scenę tak żywo w pamięci, iż wie bez wszelkiego komentarza, że Łatka „wstrząsa się i spluwa” poprostu dlatego, że przed chwilą... wypił flaszkę lekarstwa przeznaczonego dla Leona, a to aby dowieść targującemu dożywocie Twardoszowi, że to jest „limonada”.
Drobiazg, ale symboliczny. Ileż takich „splunięć” wątpliwej celności — możnaby powiedzieć „śliną w płot” — spotkamy w naszej fredrologji!
Wśród tego, zetknąłem się z Fredrą jeszcze w innym charakterze: jako krytyk teatralny. Nie jestem czułostkowy, ale wyznaję, że ze wzruszeniem brałem pióro do ręki, aby, jako młody recenzent (a stary koń), pisać pierwszy raz o Nim.
Dziś, kiedy przeglądam te swoje krakowskie recenzje fredrowskie, widzę, że utrzymane są w tonie dość konwencjonalnym. Widocznie trudno jest o bezpośrednie spojrzenie na coś, z czem się jest tak zżytym. Ale już w kilka lat potem, pisząc powtórnie o Zemście w Warszawie, popatrzałem na nią — wpółżartem, oczywiście — z punktu widzenia... mu-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.