Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszłość zatem jest ciemna. Może łatwiej już czytać w jego przeszłości? Przynajmniej miłosnej. Bo ten Gucio jest wielki amator miłości. „Gdy powiem kocham, wówczas tylko żyję” — to jego słowa; a musiał mówić owo „kocham” nieraz. Ale komu? W mieście „nie gada z pannami”, jak odburknął stryjowi. Wątpię, aby się specjalizował we wdowach, bo wdowa a panna, z jego punktu widzenia, to na jedno wychodzi: jasne jest, że jego terenem operacyjnym były — mężatki. A jak z niemi rozmawia, chcecie posłuchać? To majster! „Miłość nieprawa — marzenie prawdziwe! — Jeśli natura zaród jej płomieni — w każdą istotę włożyła — płomieni, których czarująca siła — byt nieczuły w życie mieni, — tem samem, jak się wydaje, każdą miłość uprawniła”... Albo jeszcze goręcej: „To z twojem mego równe uderzenie, — ten pociąg luby i ognisty razem, — co się tajemnym tłumacząc wyrazem, — spoił czułe nasze dusze... To czucie boskie, którego nie znałem — którego niegdyś szukałem daremnie”...
Jakbym go słyszał! Wprawdzie to mówi kto inny: to mówi Alfred w Mężu i żonie, ale mam wrażenie, że Gustaw — taki jak go poznajemy — przemawiał w danych okolicznościach zupełnie taksamo. Posłuchajmy, jak on pieje na intencję Anieli; to z tego samego natchnienia, ta sama szkoła: „Ach, nie wierz zresztą tej pieszczocie wzroku, — gdy zwolna sunąc, spocznie w twojem oku...”, albo: „Wierz mi, są dusze dla siebie stworzone... one wbrew losom, w tym lub tamtym świecie, — znajdą, przyciągną i złączą się przecie”... Wszystko to pan Gustaw mógł już nieraz aplikować swoim miejskim hrabinom. I o magnetyzmie pewno im nieraz wykładał — z demonstracjami.
Bo Alfred i Gustaw to ta sama sfera; Gustaw też bywa