są białym wierszem; a choć poeta pisze do brata, że „z układu jest kontent, ma więcej lekkości jak zwykle moje sztuki”, — wystarczy porównać ten rzut, z którego zachowały się dwa akty (wydanie Biegeleisena), z ostateczną rymowaną redakcją sztuki, aby uczuć przepaść, jaka dzieli te dwie wersje. Jakby ktoś komedji skrzydła przyprawił! Czy temi skrzydłami była uwieńczona nareszcie miłość? Bo ostateczna redakcja komedji powstała gdzieś przed końcem r. 1830[1], wówczas gdy Fredro był już szczęśliwym mężem Zofji Skarbkowej. Wydaje się niewątpliwe, że w momentach, w których Gustaw ma być naprawdę wzruszony, Fredro użycza mu własnego głosu, wyraża swoje odczuwanie miłości, temsamem daje jego słowom akcent nieskończenie głębszy, może nad stan tego Gucia, jakiego znaliśmy do tej chwili, Gucia trzpiota płatającego figle, dzieciaka którego Klara czy Aniela wodzą na pasku swej obojętności lub swojej drwiny. Ten głos, nabrzmiały całą głębią uczucia, całą powagą przyszłego ojca rodziny, — to już nie Gucio, to sam Fredro.
Jest to dość ciekawa rzecz, że utwór, który uchodzi za arcydzieło konstrukcji, — i jest niem niewątpliwie, — zdradza tak poważną rysę, na którą nie będziemy się skarżyli, bo jej zawdzięcza komedja swoje najpiękniejsze akcenty, tyle zyskując zarazem na ciężarze gatunkowym! Jest to dowód nielada kunsztu Fredry, który umiał substytucji owej dokonać tak, że słuchacz ani się spostrzega. Bardzo uważnie się wsłuchawszy, można wyczuć tu i ówdzie punkt spojenia, jak naprzykład owo dość martwo dźwięczące: „I gdybym nie czuł przy-
- ↑ Datę tę, wprzód oznaczaną inaczej, skorygowano dzięki znalezionemu przez Lorentowicza w bibljotece Teatru Narodowego egzemplarzowi teatralnemu Ślubów.