i gwałtownych namiętności i charakterów, których teatr angielski i niemiecki tak obficie dostarcza”... Mowa tu szczególnie o francuskiej tragedji; ale do komedji usposobieni byli romantycy conajmniej równie nieżyczliwie; rozciągnęli tedy swą wzgardę i na „komedję moljerowską”, zanim poznano w Polsce — prawdziwego Moljera. Wiadomo zaś, jak bardzo dziedzictwo romantyzmu zaważyło w Polsce na całym wieku.
Nie znaczy to oczywiście, aby przestano grywać Moljera; zachowano go w teatrach w repertuarze, obracając się w szczupłym kręgu kilku utworów; ale im wspanialej trysła nasza rodzima poezja, im więcej zdobywały sukcesów heroiczne dramy zagranicznego romantyzmu, tem nędzniej musiał się przedstawiać ten zubożony i zniekształcony Moljer. Wreszcie, rzecz znamienna: wyrok na Moljera wydaje nie kto inny, tylko — Fredro! „Komedja Moljera koniec wzięła” — powiada ustami Ludmira w znanej apostrofie w Panu Jowialskim. Zastanowimy się niebawem nad tem, jak tę likwidację rozumieć.
Wyrazem tego odpływu jest, jak już wspomniałem, brak dalszych przekładów. Poza Kowalskim, przez pół wieku nie tyka Moljera nikt. A i Kowalski daje swoje wydanie zbiorowe aż w latach 1847 — 1850. Widocznie wprzód księgarz nie chciał tego towaru. W ciągu tych trzech lat pojawia się kolejno sześć tomów, łaską fundatorów, których lubianemu i cenionemu nauczycielowi domowemu w możnych familjach nie brakło. Pierwszy tom, jak stwierdza ucieszony tłumacz, zawdzięcza swoje ukazanie się „wspaniałości” JO. Księcia Romana Sanguszki. „Oby dalsze tomy dla prędszego wyjścia podobnych dla siebie znalazły mecenasów. Jeżeli ich znajdą, nie omieszkam Imion ich powszechnemu przekazać uwielbieniu” — pisze na wstępie Kowalski. Na drugi tom nadesłał
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.