z komentarzem Günthera, w r. 1922 z moim własnym). Dodajmy, że właśnie w owej epoce (r. 1875) zjawia się monumentalne wydanie polskiego Szekspira, z komentarzami Kraszewskiego, streszczającemi całą współczesną wiedzę szekspirowską; wydanie to znalazło się wówczas w każdym domu, dzieci — dzięki ilustracjom — uczyły się na niem niemal czytać. W porównaniu z infiltracją Szekspira, znajomość Moljera była u nas istną parodją; brak było i jego pism i przewodnika, któryby objął jego twórczość, zbliżył ją, związał z życiem pisarza, z epoką. A już do oryginału Moljera wątpię aby często sięgali nasi poloniści. Ba „romanistykę” kończyło się doniedawna w Krakowie nie umiejąc po francusku! A klasycy francuscy XVII w. są, przy całej swojej jasności, bardzo nieprzystępni. Dworska ich forma jest niby skorupa, przez którą trzeba się przebić, aby odczuć żar płonący wewnątrz. Nie mam wrażenia, aby sobie kto zadawał ten trud.
Mówię to nie bez racji. Bo, ilekroć czytam sądy o Moljerze, zawsze mam wrażenie jakby te sądy oparte były na owych polskich przeróbkach, i to ograniczonej ilości jego sztuk. A częściej jeszcze sądy te są — obyczajem naukowym — przepisane z... dawniejszych sądów. Toteż, dla naszych polonistów, Moljer, to zawsze „przebieranki”, służba prowadząca intrygę za panów, to kij, lewatywa, sztuczne zakończenia. Możnaby uogólnić to co Kielski powiada o Bohomolcu, że „brał z Moljera to co Moljer miał najsłabszego”. I najmniej osobistego; boć wszystkie te łatwiejsze środki komizmu, któremi nieraz się wspomagał Moljer, były przeważnie zaczerpnięte bądź ze starej farsy, bądź z komedji włoskiej; były czemś z czego on się w swoich najcelniejszych i najbardziej własnych utworach wyzwolił. Ale właśnie owe szczyty moljerowskiego
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.