Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

gotrwałej polityki, — to wszystko przelewa się poza ogólne pojęcie „typu świętoszka”. To soczysty i pełny człowiek; a zarazem — i w tem genjusz Moljera — najogólniejsza synteza. Niepodobna się też zgodzić, że „komedja moljerowska z konieczności ogranicza się do uwydatnienia cech znamiennych tylko na jednym typie, zakreśla wszechstronnie kontury tylko bohatera, rezygnując z dokładności co do reszty postaci”. Ale gdzieżtam! A Uczone białogłowy, gdzie mamy conajmniej sześć lub osiem doskonale wyrazistych i równorzędnych w wyrazistości figur; a Alcest, Filint i Celimena (conajmniej), a znów Tartufe, Orgon i pani Pernelle! Wciąż w tych uogólnieniach pokutuje ów jakiś moljeroida, Moljer pokątny, Moljer polski, Moljer z farsy lub z wiekuistego Skąpca, daleki od wyczerpania prawdziwego, pełnego Moljera.
Mówi się tożsamo o schemacie komedji Moljera. Zapewne, jest kilka komedyj robionych na jeden sposób; ale naogół raczej podziwiać trzeba rozmaitość jego techniki. Rozmaitość ta jest tak wielka, że niepodobna prawie mówić o jednym Moljerze. Przebył on w skrócie wszystkie etapy teatru. Cóż za przerzuty od farsy do komedji doskonale klasycznej, jak Uczone białogłowy, lub do Don Juana, owej zdumiewającej komedji — można powiedzieć — romantycznej, urągającej wszystkim nietylko szablonom, ale nawet obowiązującym wówczas jednościom scenicznym. Mówi się o sprytnych służących jako o sprężynie akcji; ale w iluż najświetniejszych komedjach Moljera wcale niema tego sposobu, odziedziczonego po starym teatrze włoskim! Mówiąc o Fredrze, podkreśla Kielski „ważną różnicę w porównaniu z Moljerem: zniesienie jednotypowości (Odludki i poeta)”. Ależ — chciałoby się wy-