Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

terem spod Moskwy i Lipska, ziemianinem-artystą z bożej łaski, osiadłym na roli a imającym się pióra i przedwcześnie porzucającym je z powodu paru szpileczek, które znalazły się wśród słów powszechnego zachwytu? Odwaga Moljera i nieustępliwość, jakie okazał w swojej karjerze paryskiej, to jego Galileuszowe „e pur si muove!“: bo też w wesołej napozór a w istocie niebezpiecznej i dramatycznej wojnie, którą toczył, ten tyraljer śmiechu był sojusznikiem najśmielszych myślą duchów epoki. Niema zakątka społeczeństwa, któregoby Moljer nie oświetlił swoim śmiechem, niema okna, któregoby nie wybił aby wpuścić powietrze. Nie każdemu powie to sam tekst jego komedyj, spowity w konwenans i w taktyczne ostrożności, które mogą dziś zmylić, ale które nie myliły współczesnych; dowodem burze, jakie towarzyszyły wielkiemu okresowi twórczości Moljera, bitwa o Szkołę żon, kilkoletnia walka o Świętoszka, niemożność utrzymania na scenie Don Juana, straszliwa gorycz Mizantropa. Trudno również ściśle odważyć na szali udział Moljera w przeobrażeniu się społeczeństwa, w kształtowaniu się nowego świata: ale niech tu posłużą za motto znane słowa pewnego wielkiego lekarza, który powiedział, że Moljer „drwinami swojemi z senesu i z puszczania krwi ocalił życie większej ilości ludzi, niż Jenner wynalazkiem szczepienia ospy”. Możnaby to przenieść na wszystkie dziedziny, które Moljer odkaził swoim śmiechem.
Nie robię, rzecz prosta, zarzutu Fredrze, że nie był tem wszystkiem: znaczyłoby to mieć pretensje do skowronka że nie jest jastrzębiem, lub do lipy że nie jest dębem: ale, skoro się już ciągle zestawia dwóch pisarzy, niepodobna ograniczać się do porównywania (bałamutnego, jak to zaraz wska-