Tak, od dziś dnia porzucam złocone komnaty, przenoszę się pod skromne strzechy. Ukształcenie za gęstym już werniksem przeciągnęło wyższe towarzystwa. Wszystkie charaktery jednę powierzchowność wzięły; niema wydatnych zarysów. Co świat powie, to jest teraz duszą powszechną... Zazdrosny gryzie wargi milczy. Tchórz mundur przywdziewa. Tyran się pieści: słowem, wszystko zlewa się w kształty przyzwoitości. W każdym człowieku dwie osoby! sceny musiałyby być zawsze podwójne jak medale, mieć dwie strony. Komedja Moljera koniec wzięła...
Otóż, jedno z dwojga: albo Fredro mówi tutaj o komedji nietyle Moljera ile o komedji „moljerowskiej”, to znaczy o komedji francuskich i polskich moljeroidów, Krasickich i Bohomolców i tym podobnych bastardów muzy Moljera, albo i on z nałogu widzi raczej kukłę moljerowską niż autentycznego Moljera. Bo przecie te postulaty Ludmira, jeżeli kto wypełnił, to właśnie Moljer. On porzucił — może niezupełnie dobrowolnie — Paryż, aby przez kilkanaście lat wędrować z tobołkiem po miasteczkach Francji... jak Ludmir, któryby nie znalazł swojej Jowiałówki. A ta dwoistość charakterów? „Zazdrosny gryzie wargi i milczy”.. ależ na tem polega komizm Arnolfa w Szkole żon, niezłego kompana, anegdociarza, niestarego i wcale dwornego człowieka, który „gryzie wargi”, zazdrości swojej dając upust jedynie w monologach, tak że do końca dowiaduje się o niej jedynie publiczność. „Tyran, który się pieści”... ależ to don Juan, łączący wdzięk i junactwo z cynizmem i niegodziwością. To właśnie — wspominałem już — owa teza dwoistości charakterów, o którą walczy Moljer w Krytyce Szkoły żon. Tak więc, sądzę, że tę butadę Ludmira trzebaby brać z niejaką ostrożnością.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.