Że przyozdobił, to pewne! Każdego, kto zastanawiał się nad literaturą polską i jej rolą międzynarodową, musiał z pewnością oblegać problem, który możnaby nazwać sobkostwem albo sobiepaństwem naszej literatury. Jest oczywisty niestosunek między przepychem naszego piśmiennictwa a siłą jego promieniowania nazewnątrz. Gdzież jest taka wspaniała komedja romantyczna jak Fantazy, taki klejnot jak Zemsta, taki fenomen jak teatr Wyspiańskiego? Ale faktem jest, że mamy to wszystko dla siebie i tylko dla siebie. Jakie są tego przyczyny? Jedna, — kto wie czy nie najistotniejsza, — to przewaga poezji w naszej literaturze; poezja jest z natury rzeczy o wiele mniej przenośna niż proza, siła jej staje się jej słabością. Ale i z prozą jest podobnie, dość wspomnieć Żeromskiego. Wystarczyło natomiast Conradowi wydobywać się z urocznego kręgu polskości, aby stać się jednym z największych obywatelów literatury świata. Ale to za obszerny i za skomplikowany temat, aby go tu wprowadzać. Chcę tylko zaznaczyć, że stosunek nasz do tych spraw nie jest dość jasny ani dość szczery.
Objawia się to nader znamiennie w naszej literaturze fredrowskiej. Faktem jest, nie ulegającym dla mnie wątpliwości, że Fredro jest jednym z największych komedjopisarzy świata, jednym z niewielu urodzonych genjuszów komedji; i z drugiej strony faktem jest, że jest on nim tylko dla nas, że wkład jego w dorobek wszechświatowy jest żaden. W niczem go to nie obniża. Dzieli w tem los największych naszych twórców. Nastręcza to jedynie pewne refleksje w związku z ulubioną paralelą Fredro — Moljer. Uderza mnie, w przeciwieństwie do Fredry, zjawisko wielkiej powszechności i przenośności Moljera. Moljer podbił świat w lichych
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.