Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

prawdy, to już prostytucja posunięta do amatorstwa! — pomyślałby dzisiejszy człowiek, ale pośpieszmy zaznaczyć, że Fredro te rzeczy odczuwał inaczej, że ten obyczaj wydawał mu się zupełnie naturalny, taksamo jak jego współczesnym[1].
Ale zjawia się kapitan Barski. Pokazuje się, że i on kroczył podobną drogą. Raz w życiu (powiada) „poszedł za głosem rozsądnej niby rachuby” ożenił się (zapewne z posagiem) i był nieszczęśliwy, ale niebawem owdowiał: — „Bogu dzięki”, jak mówi... I przekpiwa przed tymi obcymi ludźmi swoją nieboszczkę w sposób dość bezceremonjalny. Miała nosek wgórę i była zła jak trzysta djabłów. On jest człowiek honoru (powiada o sobie), „świadczą o tem jego szlify”. — „I jestem dobrym — na honor dobrym!... Zrobię, co pani każesz — pozostanę w służbie, albo ją porzucę; zamieszkamy w mieście, albo na wsi”... I oto między tą parą grobowych utrzymanków zawiązuje się następująca rozmowa:

PANI MALSKA z wesołością Dziwne podobieństwo naszych losów. I ja rok temu drugi owdowiałam.
KASZTELANOWA Może pan kapitan służyłeś pod rozkazami jenerała Malskiego, jej męża?

BARSKI Nie, pani. Znałem go wszakże z widzenia.

  1. Jeszcze w r. 1877, po premjerze Wielkiego człowieka do małych interesów recenzent warszawski, charakteryzując bohatera sztuki, tak go chwali: „Karolowi przypatrzywszy się bliżej, dopiero poznajemy ten grunt szlachetny, na którym przy stosunkach szczęśliwszych mogłaby wyrość chluba dla ogółu; każda nawet z jego śmieszności usprawiedliwia o nim to zdanie, kiedy np. nie mając żalu do Jenialkiewicza, którego niedołęstwu, zapewne wprawdzie przy własnej nieoględności, zawdzięcza utratę majątku, szuka po starych herbarzach jakiej prababki ciotecznej, aby, zbogacony jej spadkiem, mógł stanąć do konkursu o rękę Matyldy”...