PANI MALSKA Byłby doskonałością, gdyby nie jedna wada.
BARSKI To jest?
PANI MALSKA Był nudziarzem nad wszelki wyraz i pojęcie. Moje sześciomiesięczne z nim pożycie było ciągłą męczarnią.
BARSKI Którą jednak okupił sowicie szlachetnym czynem.
PANI MALSKA Jakim czynem?
BARSKI Swoją śmiercią.
PANI MALSKA O! Ja tak dalece...
BARSKI I trzeba mu przyznać, że umarł dość prędko, a nudziarze zwykle decydują się z wielką trudnością...
To jest owa podniosła czynna atmosfera „pełni duchowej”, którą prof. Kucharski przeciwstawia z tryumfem brakowi ideału u autora Mizantropa.
Oczywiście, nie miejmy o to pretensji do Fredry, który, pisząc tę błahostkę, nie przeczuwał, że znajdzie się ktoś, kto z niej uczyni taran... przeciw Moljerowi. A ideał życia? Mieszcząc w ten sposób swoje ideały, nasz apologeta daje miarę nie Fredry — jedynie chyba swoją.
Takie są wybryki owej polonistyki od pana Zagłoby — począwszy od niewinnych aż do bardzo ciężkich. A największą wadą jej jest, że, obniżając i dyskredytując — ex cathedra — Moljera, równocześnie... obrzydza Fredrę. Dwa ptaszki (i to jakie!) ubić na jeden strzał, to się nazywa sukces. Można powinszować.
Głównym celem tych obrachunków jest — jak już to niejeden raz zanaczyłem — rewizja naszego stosunku do Fredry. Przedstawiłem w różnem oświetleniu ewolucję te-