na czasie. Ale co? co się ma zmienić? I omal kunktator-porucznik nie traci i nie unieszczęśliwia swojej Zofji; jedynie opatrzność autorska — nie zaś własna energja — ratuje go z opresji.
Wreszcie zdemobilizowany porucznik Karol w Wielkim człowieku do małych interesów, który goły, zgryźliwy, zły, łazi z kąta w kąt i znosi humory bogatej panny, czekając aż ta raczy kiwnąć na niego...
Astolfa w Ciotuni poznajemy już jako męża ukrywającego się w majątku żony, zwycięstwo zaś nad sercem ciotuni jest nie trudne ale niezbyt świetne.
To są ci tryumfatorowie, ci zwycięzcy Grzymały. Odczytajmy jego grzmiącą apostrofę i dziwmy się, że nasz fredrolog nie wyczuł tego, co razporaz mówi o tych figurach tekst Fredry: tężyzna w boju, a safandulstwo wobec kobiet. Wszak nawet kapitan Barski decyzję o tem, czy ma mundur zatrzymać czy złożyć, składa w ręce poznanej przed godziną pani Malskiej.
Ale czytajmy dalej Grzymałę:
Fredro jak Fredro, z Fredrą dogadalibyśmy się jakoś, ale kiedy taki fredrolog nastroszy wąsa i krzyknie: „z drogi!” — czyż można się dziwić, że cywile uciekały i latami całemi ani rusz nie chciały chodzić na Fredrę?
Aby docenić smak papkinady naszego Grzymały, dodaj-