tak trzeba rozumieć następujący dialog między młodymi ludźmi:
JULJUSZ: Tak, mundur byłby do zazdrości, gdyby był...
Owo niedopowiedziane: „gdyby był...” wyraża oczywiście: „Gdyby był nasz, gdyby był polski”... Ale lepsze koszary, bodaj pruskie, niż wstrętny ponad wszystko szlachcicowi „comptoir”. Zresztą służyć w wojsku austrjackiem czy pruskiem (było to przed kursem bismarkowskim) nie było wówczas żadnym wstydem, wręcz przeciwnie — pod warunkiem że w kawalerji; zawsze była pokaźna ilość szlacheckich synów, mających pociąg do konika i do szabelki: gdzież mieli go zaspokoić? Raczej, coprawda, unikano obcego munduru w teatrze; również nie bez pikanterji jest fakt, że wprowadził go — z całą prostotą i z tym samym sentymentem! — nie kto inny, tylko Fredro. Fakty te odbijają rażąco jedynie od obrazu Fredry, jaki nam nasi fredrolodzy „czarownie” skłamali, ale w niczem nie odbijają od Fredry rzeczywistego: a zarazem tłumaczą nam wstecz niejeden szczegół który mógł wydać się trudny do zrozumienia. W tem świetle mniej niepojęty — mimo iż zawsze dość absurdalny — stanie nam się fakt, że współcześni Fredrze patrjoci mogli, mimo obfitości polskich mundurów w pierwszych jego komedjach, ogłosić te komedje za „niepolskie i nienarodowe”. Oni czuli swoim demokratycznym węchem, że ów mundur oznacza raczej przynależność klasową, zawodową, szlachecką, niż narodową. Ci