Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

kich porównań nie potrzebuje i nie znosi; jego królestwo jest z zupełnie innej planety. Molier to czyn, Fredro to marzenie; ale właśnie to przepojenie utworu komicznego poezją, to nasycenie go pogodną, jakby epicką wizją współczesności lub przeszłości, ten jakiś szlachetny czar, to wszystko czyni Fredrę czemś odrębnem, jedynem może w literaturze świata. Komedja, satyra, rodzi się w znacznej mierze z nienawiści; spojrzenie jej, to najczęściej spojrzenie z dołu: Molier, Beaumarchais wypili w życiu wszelką gorycz i wszelkie upokorzenie i w nich hartowali swój talent. Fredro przyglądał się światu z ganku wiejskiego dworku; komedja jego jest dzieckiem nie nienawiści, ale miłości, lub bodaj beztroskiej, nieco pańskiej pobłażliwości, i to może główne źródło jej niepodobieństwa do innych.
Pan Tadeusz któryby wstał z półki, oblókł ciało i mówił do nas ze sceny najcudniejszym polonezowym wierszem, to Zemsta Fredry. Może trzeba samemu być potrosze w duszy artystą, aby odczuć tę rozkosz w całej pełni; ale jest ona tak mocna, tak żywa, iż wczoraj myślałem sobie, że może to i lepiej iż nie widuje się takiej np. Zemsty w zupełnie idealnem wykonaniu: toby może było za silne, może serce ludzkie nie zniosłoby tego? Szczęściem, teatry nasze dbają w tem zazwyczaj o pewną higjenę.
Wczorajsze przedstawienie Zemsty było naogół sympatyczne, mimo iż niekoniecznie Fredrę powinnoby się czynić przedmiotem gorączkowej improwizacji złączonej z początkiem sezonu i technicznemi robotami około odświeżenia gmachu. Szczęściem, przybył sukurs w osobie naszego gościa, Jerzego Leszczyńskiego, którego Papkin od pierwszej sceny rozlał atmosferę ciepła i wesołości. Tyrad Papkina słuchaliśmy jak