Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

być utrwalony na filmie i na płycie w muzeum teatralnem. Jednak i ta rola nie jest świetna bez zastrzeżeń: Solski, również przedni odtwórca molierowskiego Harpagona, czasem jakby misza te role, tragizuje Łatkę, zaostrza jego rysy, wypada nieco z wesołości, w jakiej ta rola powinna być skąpana. Ów przeszywający krzyk z za sceny w trzecim akcie jest jedną z takich omyłek, a możnaby ich naliczyć więcej. Harpagon może w nas budzić współczucie i grozę, — Łatka nie; Fredro tego absolutnie nie chciał.
Tem mniej powinien je budzić Birbancki. P. Śliwicki, jako wykonawca tej roli, zawsze szlachetny, zawsze stylowy, jednego nie posiada: — humoru. Współczujemy z jego kaszlem, lękamy się o jego zdrowie, dzielimy jego kłopoty... Otóż tego Fredro też nie chciał; w tym żwawym rytmie wiersza, w zamaszystym geście, niema miejsca na molowe tonacje. Kiedy Birbancki, pod ręką ze swoim lekarzem, śpieszy na ostrygi, zapewne dobrze podlane, powinniśmy łykać ślinkę, a nie myśleć: „Biedaczek, znowu sobie zaszkodzi!” Pierwszy akt Dożywocia był wczoraj trochę smutny.
Bez skazy zato był Orgon Chmielińskiego. To jest jeden z aktorów, którzy przejęli z przeszłego pokolenia najczystszą tradycję fredrowską, aby ją przekazać następcom. Najlepszym Twardoszem jakiego widziałem niegdyś w Krakowie był Knake-Zawadzki; do dziś po ćwierć wieku pamiętam każdą jego grę mimiczną; w duchu tej tradycji — zapewne jeszcze dawniejszej — grał tę figurę bardzo dobrze p. Bednarczyk. Filipem miał być Jaracz; żal mi tych kapitalnych scen, które byliby wygrali z Solskim; zastępca jego dał postać zdawkową.
Niema scena, rozpoczynająca — jak chce najnowsza moda — sztukę, wydaje mi się dosyć zbyteczna; ale, kiedy so-