lentu gawędziarstwa, tem milszem, że tak naiwnem, u człowieka, który upaja się myślą, że będzie „drukowany” bodaj na czyjejś dedykacji, a nie wie o tem, że sam jest świetnym poetą.
Prof. Kucharski, nie rozważywszy tego punktu, odsądza Jowialskiego od autorstwa, pisząc ironicznie w cudzysłowie, że powtarza bezmyślnie „swoje“ bajeczki. Ale i inni przeszli mimo koło tej kwestji. Żądam tedy kategorycznie przesłuchania biegłych na okoliczność, czy pan Jowialski jest autorem[1] swoich pysznych bajek, względnie czy mamy prawo „domniemywania się“, że nim nie jest. Dopiero wówczas możnaby przystąpić do dalszej rozprawy.
Ale przypuśćmy, że pan Jowialski nie jest autorem bajek. Bądź co bądź, osobliwy to „ramol“ ten osiemdziesięciolatek, który mógłby parę miesięcy gadać samemi bajkami i to dobranemi z nieomylnym smakiem. Jeżeli Fredro chciał tak doszczętnie zdyskredytować jego umysłowość, uczynił trochę lekkomyślnie, dając mu w usta swoje najlepsze wierszyki. Sama kolekcja przysłów też daje do myślenia. P. Kucharski widzi w sypaniu temi przysłowiami, często przeczącemi sobie wzajem, — ot, jak przysłowia! — „darmochę intelektualną“, jałowość duszy, karygodną obojętność na wszystko co
- ↑ Poruszając półżartem kwestję autorstwa pana Jowialskiego, nie wiedziałem, że sam Fredro rzuca na nią pewne światło, coprawda też niezupełnie zdecydowane. Mianowicie, w pierwszej redakcji Pana Jowialskiego (zamieszczonej w przypisach wydania Biegeleisena, 1897), w scenie drugiej aktu IV znajdują się następujące słowa włożone w usta Jowialskiego: „Ale co prawda, nie grzech, — ja muszę ci powiedzieć, że te bajki nie ja pisałem, tylko się na pamięć nauczyłem”. W ostatecznej redakcji, Fredro ten ustęp usunął.