Zupełnie nie sprostała roli Flory p. Majdrowiczówna. Wpół senna kobiecość tej pięknej artystki, grającej przeważnie „warunkami”, tutaj nie wystarcza, tu trzebaby całego kunsztu aktorskiego. To, co dała p. Majdrowiczówna, np. w owym paradnym monologu z ukłonami, trąciło wręcz teatrem amatorskim. Trudno nam było wziąć na serjo marsową postać pana Janusza jako majora; również Lisiewicz, w ujęciu pana Staszkowskiego, niebardzo godził się z jego papkinadą („mnie nikt nie dotrzyma, bo jak w złość wpadnę”... etc.). Nieporozumienia sięgały aż do szczegółów dekoracyjnych: sporą rolę w ekspozycji grają firanki, które, wedle tego co mówi tekst, powinny być kwintensencją dorobkiewiczowskiego przepychu, błyszczeć złotem, aksamitem, nadmiarem haftów, frendzli; zamiast tego pan Geldhab wygłasza swoją tyradę do skromnego białego muślinu.
Niespodziankę natomiast sprawiła komedyjka Nikt mnie nie zna. Drobiazg ten zachował całą swą siłę komiczną. Gradacja efektów — skoro przyjąć ich farsowe założenie — przeprowadzona jest znakomicie, a niektóre scenki należą do najlepszych jakie Fredro napisał, gdy np. Marek Zięba odwołuje się do zgromadzonej służby i każdemu czule przypomina swoje... nieludzkie z nim obchodzenie. Grana była ta komedyjka — może dlatego że bez wielkich pretensyj — wesoło i swobodnie. Prym trzymał Kasper — Kurnakowicz.
Damy i Huzary (Teatr Ateneum, Warszawa, 1931).
Na kilka dni przed premjerą udzielił dyr. Jaracz jednemu z pism wywiadu. Stwierdził w nim, że od 30 lat ogląda
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/253
Ta strona została skorygowana.