Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

na wsi, a przymusem opiętego uniformu, wynikłym ze zjawienia się dam.
Toż samo z obyczajowem tłem Fredry. Tu sporo winy ponoszą krytycy, komentatorzy, prelegenci. Fredro pisał komedje współczesne; obyczaje, które pokazuje, były obyczajami jego widzów, wydawały się im naturalne. Ale kiedy dziś zachwalają nam — jak się to wciąż czyni — np. Damy i huzary jako jasny obraz przeszłości, gdy w sercach była poczciwość i wiara, życie proste i zbożne, poczem ujrzymy, jak trzy megery, zahipnotyzowane chciwością, stręczą młodą dziewczynę starszemu od niej o czterdzieści lat rodzonemu wujowi; kiedy widzimy całą oschłość, fałsz i obrzydliwość stosunków rodzinnych, mimowoli oblegają nas refleksje smutne a niepotrzebne. Teatr zatem, który — mniejsza o to jakiemi środkami — potrafi uśpić w nas te refleksje, który potrafi nam wrócić beztroskę dawnych widzów, będzie może bliższy fredrowskiego stylu, niż teatr, który klasyczno-komedjowem ujęciem tę czujność w nas zaostrzy. I oto legitymacja dla odrealnienia tej komedji, które można pojmować jako usunięcie sztucznej zapory, jaką czas wzniósł między nami a Fredrą.
To samo stosunek Fredry do żołnierzy, o którym tyle nam bają nasi fredrolodzy. Fredro był ex-żołnierzem; pisząc komedje współczesne, często wprowadza typ wojskowego; czyni to bez specjalnego akcentu. Tych fredrowskich żołnierzy obciążył z czasem cały kult przeszłości, urok napoleońskich tradycyj, narodowe podbijanie sobie bębenka; zmienili się znów w jakieś relikwje, zwierciadła honoru, rycerskości; skapły na ich mundur łezki różnych sentymentów. Kazano nam widzieć w nich nietylko to co w nich jest, ale i to czego