Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Ożywił się nieco Fredro pod tym względem w ostatnich sztukach, w Zemście, w Ciotuni i w Dożywociu; dowcipu tu znacznie więcej, ale to wszystko świat niepolski, pomimo nazwisk i pomimo kilku rysów zdjętych trafnie a przypadkiem z dawnego życia narodu“...
A zważmy, że Bartoszewicz pisze to w dwadzieścia pięć lat po ataku Goszczyńskiego i po zamilknięciu Fredry, i że to nie jest jakiś pamflet, ale podręcznik literatury, z natury rzeczy formujący sądy — z rozwagą i namysłem!
Ale już wstaje mściciel. Pomści niebawem — szkoda, że tak niezręcznie! — Fredrę Lucjan Siemieński, kiedy (1877) oddając hołd świeżo zmarłemu poecie i wyliczając nieśmiertelne figury fredrowskie, zamyka ich szereg, mówiąc, że „Twardosz, Łatka, Smakosz nie zestarzeli się, bo ich kuł z żywiołów swego narodu“. Smakosz... wykuty... i to z żywiołów narodu...! Tem wiekopomnem zdaniem Lucjan Siemeński zapoczątkuje nowy kurs fredrologiczny. Bo tak już było przeznaczone, aby dokoła nazwiska Fredry skupiły się wszystkie największe banialuki, jakie kiedykolwiek kołysały ucho Polaków słodkim dźwiękiem mowy ojczystej.

II. MILCZENIE FREDRY.

Zaznaczyłem w poprzednim rozdziale istotę rozdźwięku między Fredrą i jego epoką, a przynajmniej pewnemi grupami społecznemi. Rozdźwięk ten był — jak wspomniałem — głębszy, niż się potocznie sądzi; głośny artykuł Goszczyńskiego, któremu przypisują zamilknięcie Fredry, jest tu raczej symbolem: nieporozumienie było bardziej powszechne