Pan Jowialski (Teatr Narodowy, Warszawa, 1923).
Obiecywano nam od dwóch lat innego Pana Jowialskiego, w teatrze Ateneum, w inscenizacji Schillera, z Jaraczem w roli tytułowej. Sztuka miała być poprzedzona prologiem i przeplatana interludjami, w których mieli prowadzić dysputę nibyto przedstawiciele różnych poglądów; prof. Kucharski, p. Jerzy Stempowski, p. Grzymała-Siedlecki i, uczciwszy uszy, Boy. Sam stary Jowialski miał być przyrządzony na ponuro, w lekkim stylu paraliżu postępowego, i w duchu tezy, która widzi w tej komedji arystofanesowską satyrę, policzek wymierzony na osobie tego staruszka Polsce bez serc i bez ducha — wiodącej „życie nikczemne”.
Szczerze żałuję, że nie przyszło do tego przedstawienia, ale nie tracę nadziei, że jednak je ujrzymy i że wczorajsze wznowienie Pana Jowialskiego w tradycyjnej szacie nie będzie przeszkodą do tej próby, ale raczej dla niej podnietą. Mimo że wcale nie zupełnie podzielam taki pogląd na komedję Fredry, chętnie skontrolowałbym swój sąd kontr-wrażeniem scenicznem. Papier jest cierpliwy, można na nim wszystkiego dowodzić i wszystko wywodzić; ale scena to jest instrument bardzo czuły i dosyć rzetelny: natychmiast wykazuje, czy i w jakiej mierze dana interpretacja zgodna jest z tekstem i duchem utworu.
Mimo że Teatr Narodowy potraktował tę premjerę jako proste wznowienie, bez udziału prasy, sam się wprosiłem do teatru; poza niewyczerpaną przyjemnością oglądania Fredry, gnała mnie chęć przeżycia w sobie jeszcze raz tej sztuki. Ważyłem każde słowo, wsłuchiwałem się w każdy ton. I wyszedłem raczej umocniony w swoim sceptycyzmie co do tezy
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/260
Ta strona została skorygowana.