Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/262

Ta strona została skorygowana.

publiczności, okoliczności, i wreszcie tego bardzo ważnego współautora: czasu. Współpracownictwo to wydaje nieraz szczególne niespodzianki. Gdyby nawet Pan Jowialski poczęty był z gniewu i wzgardy, dziś roztopił się w jakiejś uroczej poezji nierzeczywistego świata.
Grano go wczoraj naogół bardzo dobrze, miejscami świetnie. Solski, Czaplińska — niezrównana para Jowialskich. Ćwiklińska, najlepsza szambelanowa, jaką widziałem: tylko czemu, jakgdyby nie miała dosyć zaufania do swego humoru, przypomagała sobie zbyt taniemi efektami potwornej francuszczyzny? Toż samo Ludmir p. Węgrzyna nadużywał gierek farsowych. P. Justjan grał szambelana bez szczególnej siły komicznej, ale w dobrym stylu. Nie można tego powiedzieć o p. Lindorfównej; stylizowany język romantycznej panny kłócił się ze sposobem gry najzupełniej obcym typowi Heleny. Soczystym Januszem był p. Samborski, zadzierzystym Wiktorem p. Michalak. Dekoracje pogodne i słoneczne, jak dusza szambelana, kiedy ujrzy „dwa szczygły w samotrzasku”

Zemsta (Warszawa, Teatr Narodowy, 1933).

Trzeba przyznać, że, o ile recenzent teatralny ma w swoim zawodzie do przebycia ciężkie chwile, o tyle miewa wzamian wspaniałe odszkodowania. Do takich należy widzieć dobrze graną Zemstę. A właściwie, nieściśle się wyrażam, mówiąc „dobrze graną”. Bo widywałem przedstawienia Zemsty, grane przez świetny zespół, a mimo to smutne i martwe. Ale, kiedy się uda aktorom chwycić ton, kiedy się im