wybryk młodzieńczej jurności i zuchwalstwa; dziś, ta kamienna osoba nie może już sobie na to pozwolić.
O jedno jeszcze muszę się z prof. Kucharskim poróżnić: taki już los nas obu, że zawsze musi być między nami maleńka różnica... (błagam, niech nikt nie krzyczy: „vive la petite différence!”, toby było niesmaczne) — maleńka różnica zdań. Muszę się mianowicie pokłócić o zakończenie Męża i żony. Jak państwu wiadomo (a może niewiadomo), istnieją dwa zakończenia tej komedji: jedno pierwotne, drugie późniejsze, wprowadzone do niektórych wydań. Prof. Kucharski, redagując definitywne wydanie Fredry (1926), dał w tekście jedynie zakończenie drugie, a pierwsze przerzucił do przypisów. Co do mnie, obstaję przy pierwszem; nietylko dlatego, że jestem do niego tak od dziecka przyzwyczajony, iż wprost nie rozumiem Męża i żony bez tego finału; ale dlatego, że pierwsze wydaje mi się autentyczniejsze. Rozumowanie moje w tej mierze jest wręcz odwrotne do rozumowania prof. Kucharskiego. „Owo pierwotne zakończenie Męża i żony — pisze prof. Kucharski — może służyć za klasyczne ostrzeżenie, gdzie idej fredrowskich poszukiwać nie należy. Pierwotnie, kończył poeta sztukę właściwie tylko dla publiczności i kończył w jej guście, t. j. w rozumieniu publiczności, „pomyślnie”. Dlategoto, w scenie ostatniej następowała rozczulająca dla paradyzu scena poprawy grzeszników, roztkliwiające przebaczenie, padanie w objęcia i inne tym podobne historje z rekwizytorni teatralnej. Czy poeta, pisząc to, wierzył naprawdę w możliwość takiego rozwiązania? Nie. To był tylko konwenansowy ochłap, rzucony teatralnej gawiedzi”.
Zdumiewa mnie pewność siebie i dowolność tych wniosków. Prof. Kucharski rozstrzyga, że nie należy poszukiwać
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/55
Ta strona została skorygowana.