Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

daje mu się ono znakomitem i jedynie trafnem zakończeniem komedji. Jedyne co Brückner krytykuje w finale pierwotnym, to — łzy Justysi. „Chyba się — pisze — od zbytniego śmiechu łzami zanosiła. Boć ona panem sytuacji; jeśli usteczka rozchyli, to zatrzęsie się Lwów w posadach od śmiechu, i nie ona pójdzie do klasztoru, lecz hrabiostwo umkną ze Lwowa i na wsi się zakopią, czekając aż nowy skandal towarzyski ich własny zagłuszy”...
Zarazem stwierdza Brückner, iż przez pruderję „sarkano na niemoralne zakończenie komedji” (owo pierwsze), budzące jakoby „wstręt a nawet obrzydzenie”. Można też przypuścić, — to już moja supozycja, — że nie wola Fredry, ale ciasna cenzurka obyczajowa, chwyciwszy się jakiegoś pozoru, stała się powodem tej zmiany tekstu, utrwalonej dziś konsekwentnie przez najnowszy kurs naszej fredrologji. Widzieliśmy, iż, poniesiony nieopatrznym zapałem, lwowski fredrolog wyroił bajeczkę o wprowadzeniu tej zmiany przez Fredrę w wydaniu z r. 1839 (!) aby tym wiaterkiem nadąć puzon swego morału.
I zważmy, jaka jest przemoc tych, którzy zawładnęli aparatem rzekomo „naukowym”. Pierwotne wydania Fredry — te autentyczne, drukowane za jego życia, — są raczej antykwarską rzadkością; wydania pośmiertne narzuciły (z wyjątkiem wydania Chmielowskiego z r. 1898) zmieniony tekst Męża i żony; popularne przedruki trzymają się, oczywiście, nowych „zdobyczy wiedzy”; teatr rad nie rad poddałby się również. I oto pocichu, bez usprawiedliwienia, bez dostatecznych legitymacyj, odbyła się ta substytucja, i nawet nikt nie zapytał, jakiem prawem się to dzieje. Boję się, że prawem kaduka; czekam, aby mnie przekonano że jest inaczej. W każ-